Mój apetyt rośnie z dnia na dzień, a czasami nawet mam wrażenie, że z godziny na godzinę. Już zapomniałam, jak bardzo pogoda wpływa na to, co i jak jemy. Uff…no i ile. Żyjąc w wiecznie ciepłym kraju, nawet będąc instruktorem fitness, nie pochłaniałam takich ilości. Ach, Ty urocza zimo!
Ciągle czekam na ten pierwszy, upragniony śnieg, a jego ani widu, ani słychu. Dziś rano wyjechałam z Kołobrzegu i (jeszcze! O zgrozo) zmierzam w kierunku Wrocławia. Jak na ironię, kilka godzin po wyjeździe moja młodsza siostra z radością poinformowała mnie, że koło domu spadł śnieg, hmm…zaczyna to powoli wyglądać, jakbym miała jakieś ocieplające wszystko supermoce! Mam nadzieję, że kiedy pierwszy raz w życiu postanowię spróbować swych sił w jeździe na nartach, nagle śnieg się nie rozpłynie!
A skoro mowa o cieple i jego magicznych właściwościach, to… nie ma nic lepszego od rozgrzewającego, obfitego, zimowego śniadania. Takiego, które ciepłem rozchodzi się po brzuchu i zamienia Twój poranek w chwilę błogostanu. Budzi Twoje ciało i umysł jak nic innego. I chroni współpracowników/ spotkanych na zaspanej drodze do pracy kolegów/domowników przed wybuchem nienajedzonej, polskiej złości.
Kilka dni temu, budząc się z owym nowo-starym uczuciem w żołądku (och, jak bardzo chciałabym budzić się piękna i rozpromieniona, tak jak w filmach! + pełen makijaż byłby wysoce wskazany), postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Otóż, czego nie wiecie, forma na muffiny jest dla mnie świętością. Jakoś nie potrafiłam nigdy zebrać się do upieczenia w niej czegokolwiek innego niż muffiny, choć kusiły mnie zdjęcia pięknych potraw w niej przyrządzanych. Tym razem postanowiłam zaryzykować. Bo czymże jest poranek bez dobrej dawki adrenaliny! Głód i brak od dawna nie wyładowywanej inspiracji wygrał z moimi ideałami. Postanowiłam stworzyć WYPCHANE ŚNIADANIE. ŚNIADANICHO.
Jak stworzyć „chłopskie arcydzieło” ze składników z typowej polskiej lodówki? Chyba powoli zaczynam łapać!
„Chłopskie muffiny” okazały się tak wspaniałe, że niestety cztery, pięknie wypchane, nie starczyły ani dla mnie, ani, tym bardziej dla wygłodniałego Marcina, więc następnym razem zrobię całą blachę! A, wierzcie mi, będzie następny raz! Jeśli jednak nie jesteście takimi żarłokami jak my, lub, jakimś magicznym treningiem okiełznaliście moc zimy, cztery powinny wystarczyć dla dwóch osób. Zakochacie się w nich. Sami zobaczycie!
Składniki ( na 4 muffiny):
- 2 spore kromki chleba tostowego i 2 razowego
- 4 łyżeczki ketchupu
- 2, przecięte wzdłuż na 4 części kawałki dobrej wędliny
- Pół parówki
- Kilka listków rukoli lub innej sałaty
- Pół dużej pieczarki
- 2 kawałki dużego pomidora
- 2 kawałki sera żółtego (ja użyłam morskiego), przekrojone na 4 części każdy
- 4 łyżeczki sera Corregio
- 4 jajka
- Masło do wysmarowania foremek
- Pieprz, sól i bazylia
Przygotowanie:
Wysmaruj masłem lub innym tłuszczem 8 wgłębień w foremce na muffiny. Puszką lub dużą szklanką wytnij z miąższu każdej kromki chleba kółko. Rozwałkuj je delikatnie. Wyłóż 4 kółkami wgłębienia na muffiny. Każdą kromkę posmaruj łyżeczką ketchupu. Boki 2 muffinek wyłóż wędliną, do 2 pozostałych włóż pokrojoną w talarki parówkę.
Na małej patelni rozgrzej tłuszcz, podsmaż z dwóch stron na średnim ogniu pokrojoną pieczarkę i pomidora. Posyp je pieprzem, solą, a pomidora także bazylią. Odstaw na chwilę do wystygnięcia. Pokrój w drobną kostkę i włóż po trochę do każdej z muffinek. Przykryj serem żółtym i posyp serem corregio. W oddzielnych czterech wgłębieniach umieść jajka. Posyp solą, pieprzem.
Piecz w rozgrzanym do 180 stopni Celsjusza piekarniku, przez 15-20 minut.
Wyjmij muffinki na talerze, połóż na każdej upieczone jajko.
Smacznego!
Paulina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podoba Ci się artykuł? Masz pytania, wątpliwości? Podziel się swoją opinią! Spraw, że mój dzień będzie piękniejszy!